jan mak jan mak
3669
BLOG

Dwie sekty smoleńskie

jan mak jan mak Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 332

Bez wątpienia katastrofa smoleńska jest wydarzeniem wyjątkowym nie tylko w historii Polski, ale nawet w historii świata.  Bez wątpienia wymaga absolutnie wyjątkowego potraktowania ze strony państwa, które tą tragiczną katastrofą zostało dotknięte. Szczególnie w sytuacji, gdy stała się ona praprzyczyną głębokiego podziału w społeczeństwie i utrzymywania się w nim przewlekłego stanu nienormalności. W interesie większości polskiego społeczeństwa leży takie zajęcie się wreszcie sprawą katastrofy smoleńskiej, które odsunęłoby ją od wpływu na bieżącą politykę i funkcjonowanie życia społecznego. 

Prof. Michał Kleiber, były prezes PAN, od dawna apeluje o powołanie wiarygodnej komisji do wyjaśnienia przyczyn tej katastrofy, połączenia wysiłków wszystkich polskich naukowców i ekspertów, którzy by mogli coś wnieść do sprawy, umiędzynarodowienia, uzupełnienia polskiej komisji o najwyższej klasy ekspertów zewnętrznych, w celu nadania jej szczególnej wiarygodności.

Przeciwne są temu dwie sekty smoleńskie funkcjonujące w polskim społeczeństwie. Jedna złożona z tych, którzy WIEDZĄ (wiedzieli od razu), że pod Smoleńskiem mieliśmy do czynienia z zamachem, i druga złożona z tych, którzy WIEDZĄ (wiedzieli od razu), że pod Smoleńskiem wydarzyła się katastrofa spowodowana przez ofiary. Obie sekty w niezliczonych artykułach, wpisach i komentarzach przekonują, że wszystko jest oczywiste, oni znają już wszystkie fakty i żadne dodatkowe wyjaśnienia (żadni eksperci z zewnątrz, którzy podważaliby ich niepodważalną WIEDZĘ), nie są tu potrzebni. 

Najpierw sekciarzom jednej strony przypomnijmy ,,informacje” o czterech podejściach do lądowania, o pijanym generale, o wspaniałej współpracy polsko-rosyjskiej i przekopaniu gruntu na metr wgłąb, o wyjęciu od podejrzeń kontrolerów rosyjskich, o rzekomo ciągnących się do dzisiaj badaniach wraku (?), o ogólnej wiarygodności państwa rosyjskiego, o sposobie potraktowania katastrofy przez Rosjan (którego makabryczne elementy ujawniane są do dzisiaj), i wreszcie o tym — co ma tu szczególne znaczenie — że jeszcze w latach osiemdziesiątych znaczna rzesza polskich uczonych i ekspertów gotowa była podpisać każdy papier na zamówienie polityczne, więc zaufanie do ,,ekspertów tamtej epoki i ich wychowanków’’, musi pozostawać ograniczone. Zaufania nie budzi brak jakiegokolwiek oficjalnego protestu ze strony ekspertów komisji Milera dotyczącego dostępności do dowodów i wyrażenia w związku z tym odpowiednich zastrzeżeń co do osiągniętych wniosków. Każdy normalny naukowiec wyraziłby w tej sytuacji swoje zastrzeżenia.

Dlatego rozumny i sceptyczny obserwator (biorąc pod uwagę silny kontekst polityczny oraz znajomość metod stosowanych przez Rosję) musi się odnosić do przedstawionych ,,wyników badań’’ z bardzo dużą rezerwą. 

Sekciarze z jednej i drugiej strony powołują się na ,,niewątpliwe fakty’’. Powołują się na osobiście analizowane zdjęcia, szczegóły raportów, prawa aerodynamiki i pirotechniki. Nie twierdzę, że każdy usiłujący przekazać swoją bardziej fachową wiedzę na ten temat jest sekciarzem. Jednak w normalnym kraju żaden normalny obywatel nie weryfikuje ustaleń komisji do sprawy zbadania katastrofy lotniczej samodzielnie, analizując szczegóły techniczne. Ma ogólne zaufanie do powszechnie szanowanych i uznanych ekspertów. (Fałszowanie raportów, tak jak za komuny czy ciagle w Rosji, jest w normalnym kraju zasadniczo niemożliwe). Normalny obywatel nie ma kwalifikacji, żeby się na ten temat autorytatywnie wypowiadać. W Polsce, w sytuacji silnego konfliktu politycznego, pojawienia się dwóch stron zarzucających sobie kłamstwo, w sytuacji, gdy władza miała oczywisty interes w zamieceniu całej sprawy pod dywan, gdy znaczna część ekspertów mentalnie i zawodowo wywodzi się z komuny, gdy całe śledztwo rosyjsko-polskie budzi bardzo wielkie watpliwości co do rzetelności i wypełnienia standardów — rozumny człowiek musi mieć duże watpliwości. Może opierać się tylko na oczywistych faktach — a oczywiste fakty są takie: bałagan organizacyjny, sprzeczne informacje, walka polityczna, wzajemne zrzucanie sobie kłamstwa, mataczenie Rosjan, niechęć polskich naukowców do angażowania się w tą sprawę. Przepraszam, ale jeśli jakikolwiek obserwator w tej sytuacji twierdzi, że wie co się stało, to jest albo sekciarzem albo osobą ,,oszczędną poznawczo’’. 

Pomysł prof. Kleibera, żeby nowej komisji nadać cechy wiarygodności poprzez powołanie ekspertów międzynarodowych i zachęcenie do udziału znanych polskich naukowców jest bardzo dobry. Ustalenia takiej komisji przyjęłaby znaczna większość społeczeństwa. Sprawa zeszłaby z agendy politycznej i pozostała co najwyżej domeną bijatyk dwóch sekt, które z biegiem czasu traciłyby na liczebności i znaczeniu. 

Przez jakiś czas miałem nadzieję, że komisja dra Berczyńskiego pójdzie we wskazanym przez prof. Kleibera kierunku. Niestety, są powody, żeby się obawiać, że większy wpływ na tę komisję mają przedstawiciele drugiej sekty niż rzetelni naukowcy. 

W tym miejscu warto może przypomnieć podstawowy fakt z metodologii nauki. Wszystkie ustalenia nauki dotyczące rzeczywistości mają zawsze element niepewności; w odniesieniu do natury niczego nie da się ustalić ,,ze stuprocentową pewnością” lub “poza wszelką wątpliwością”. Jeśli ktoś używa takich określeń, to albo nie rozumie nauki, albo uprawia demagogię. Nawet w podręcznikach dla amerykańskich prawników wskazuje się, że wymagane w procesie karnym beyond any reasonable doubt nie oznacza beyond any doubt, bo ten ostatni standard jest w praktyce nieosiągalny. A pierwszy z nich wymaga szczegółowego wypełnienia różnych standardów dotyczących materiału dowodowego i postępowania. W przypadku katastrofy smoleńskiej oczywiste wydaje się, że żadna z komisji tych standardów nie wypełniła (bo nie była w stanie wypełnić). 

Są rzeczy, których być może nawet sugerowana przez Kleibera komisja nie byłaby już w stanie ustalić w sposób nie budzący uzasadnionych watpliwości, ale są rzeczy, które byłaby w stanie ustalić w sposób autorytatywny, odbierając politykom katastrofę smoleńską jako narzędzie antagonizowania elektoratów. 

Takimi są, na przykład, odpowiedzi na kilka elementarnych pytań, które bardzo mocno mogłyby wpłynąć na opinię zdecydowanej większości Polaków.  Oto przykładowe pytania pogrupowane według tematu:

1) czy ze zdjęć satelitarnych z różnych źródeł wynika jasno, że wiele odłamków samolotu spadło przed słynną brzozą czy nie? 

2) jakie fakty i w jakim stopniu wskazują na wybuch? 

3) czy zapisy czarnych skrzynek są wiarygodne czy też budzą uzasadnione watpliwości (czy wykluczona jest zasadniczo możliwość fałszerstwa zapisów, którymi dysponuje strona polska)? 

4) czy załoga Tupolewa miała odpowiednie uprawnienia do lotu czy nie? 

5) czy za organizację i bezpieczeństwo lotu odpowiadał rząd czy kancelaria Prezydenta? 

6) czy komisja Milera dysponowała dostatecznym i wiarygodnym materiałem dowodowym, żeby wyciągnąć swoje wnioski bez uzasadnionych wątpliwości? 

7) czy są jakiekolwiek wiarygodne świadectwa o “naciskach na pilotów” 

8) czy są jakiekolwiek wiarygodne dane o tym, że piloci zeszli (nie zeszli) poniżej 100m i że próbowali (nie próbowali) ,,odejść na drugi krąg’’?

9) czy według posiadanych zapisów kontrolerzy rosyjscy fałszywie naprowadzali samolot?

Oczywiście niektórzy z moich szanownych czytelników gotowi są zapewne przedstawiać dowody w postaci zdjęć, cytatów z raportów, itp. uzasadniających oczywiste odpowiedzi na wszystkie powyższe pytania. Rzecz w tym, że zdecydowana większość ludzi nie musi i nie ma wiedzy na temat wartości tych dowodów, a w obecnej sytuacji ma prawo wątpić w ich wiarygodność. Przedstawiając dowody i analizując zdjęcia i zapisy możemy sobie dyskutować i przekonywać się w gronie szczególnie zainteresowanych i dysponujących szczególna wiedzą, ale nie posuwa nas to ani o krok w rozwiązaniu nabrzmiałego problemu społecznego. Ani bowiem eksperci-amatorzy, ani działające na polityczne zlecenie (lub w związku z politycznym zamówieniem) półanonimowe zespoły nie mają w obecnej sytuacji siły przekonania słusznie wątpiących. Potrzebna jest komisja o mocno podwyższonej wiarygodności (na jej czele mógłby stanąć ktoś taki jak prof. Kleiber), extraordynaryjna, złożona z nowych ekspertów o niewątpliwym międzynarodowym autorytecie, z polskich naukowców z najwyższej półki (nawet takich, którzy ocenią jedynie wiarygodność materiału dowodowego i profesjonalizm postępowania), z najlepszymi członkami obu dotychczasowych komisji (ale bez kojarzących się politycznie ich przewodniczących), która odpowiedziałaby na powyższe i inne podobne pytania, dające się rozstrzygnąć jednoznacznie i jednomyślnie w takim zespole. Nawet gdyby odpowiedziała, że na podstawie posiadanego materiału dowodowego nie sposób jednoznacznie rozstrzygnąć jakiegoś pytania, to też miałoby sens, wytrącając oręż z ręki sekciarzom (którzy świadomie lub nieświadomie utrwalają podział i sieją nastroje nienawiści). 

Mam nadzieję, że obecnym władzom zależy na dojściu do prawdy, na tyle na ile to obecnie możliwe, i na odpolitycznieniu sprawy katastrofy smoleńskiej. Jeśli tak, to powinny rozważyć opisaną tu ideę powołania nowej komisji publicznego zaufania. Byłoby to jednocześnie dowodem, że wbrew insynuacjom przeciwników politycznych nie zamierzają sprawy wykorzystywać politycznie. 

jan mak
O mnie jan mak

Zawodowo jestem matematykiem, informatykiem i logikiem. Od 1982 amatorsko zajmuję się publicystyką. Od 1992 działam też w sferze gospodarki.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka