jan mak jan mak
2502
BLOG

Po wyborach: wojna czy pokój?

jan mak jan mak Polityka Obserwuj notkę 50

W normalnych demokratycznych krajach po wyborach jest czas pokoju. Owszem media interesują się powstawaniem nowego rządu, zmianami na kluczowych stanowiskach o charakterze politycznym, ale dobrym zwyczajem jest danie nowym władzom wstępnego kredytu zaufania, przysłowiowych 100 dni spokoju na zainstalowanie się.

Tymczasem u nas jeszcze nie powstał nowy rząd, a już zaczął się medialny kociokwik. Rozsądni zdawałoby się ludzie ogłaszają koniec demokracji, zamachy, dyktaturę, powołują komitety obrony demokracji i własnych przywilejów – jeszcze brakuje tylko zejścia do podziemia i aktów terroru. (W roli pomniejszych harcowników w tym kociokwiku uczestniczą też niektórzy blogerzy S24.)

To najlepszy dowód, że III RP nie jest normalną demokracją, PiS nie był normalną opozycją (był opozycją antysystemową), PO nie była normalną władzą (dążyła do zniszczenia opozycji), a teraz jest nadal nienormalnie, tylko na odwrót. O tym, że nie było i nie jest normalnie wiedzą zarówno dzisiejsi zwycięzcy jak i dzisiejsi przegrani. Stąd zamiast pokoju mamy zapowiedź wojny.

*

O co się toczy walka? Wielokrotnie pisałem na tym blogu, że III RP nie jest normalną demokracją. Najbardziej jaskrawym przejawem tego był fakt, że główne media w kraju zamiast patrzeć na ręce rządowi, zajmowały się mniej lub bardziej jawnie zwalczaniem opozycji. III RP była tworem przejściowym między PRL-em a wymarzoną demokracją, rewolucją zatrzymaną w połowie drogi. Pełnię władzy ekonomicznej, politycznej, sądowniczej i medialnej uzyskał w niej postkomunistyczny układ powiązań, który w elastyczny sposób dokooptował sobie część postsolidarnościowych elit.

Niech ktoś rozumny zaprzeczy, że w Polsce 1989 istniał postkomunistyczny układ powiązań! Taki układ mógł oczywiście ulec osłabieniu i prędzej czy później zaniknąć, ale przez to, że część postsolidarnościowych elit zdecydowała się do niego dołączyć, i dzięki temu, że znaczna część elit społecznych pozostałych po PRL-u była z tym układem w mniejszym lub większym stopniu związana, układ ten zamiast zaniknąć wzmocnił się, i stał się fundamentem III RP. Wielu ludzi czuło jednak, że demokracja jest w dużym stopniu pozorna, a transformacja niedokończona, i mimo skoordynowanej propagandy, nastroje społeczne wraz z buntem niektórych przedstawicieli elit III RP doprowadziły do powstania idei IV RP, która w wyborach 2005 roku zmaterializowała się w zwycięstwie Lecha Kaczyńskiego i POPiS-u.

Jednakże, wbrew oczekiwaniom wyborcy bardziej poparli PiS niż PO, Tusk zamiast zaangażować się projekt budowy IV RP (stosownie do otrzymanego poparcia), zdecydował o ustawieniu się w opozycji do zwycięzców i zainicjował zmasowany kontratak postkomunistycznego układu. Po przejęciu władzy odrestaurował III RP i to  nawet w ostrzejszej formie, bowiem rozpoczął bezpardonową walkę z opozycją i z wywodzącym się z niej Prezydentem. Tragedia 10 kwietnia 2010 roku oraz sposób jej potraktowania przez władze wykopała rów między częścią społeczeństwa zadowoloną z polityki ciepłej wody III RP i tą, która przestała dostrzegać w III RP państwo prawdziwie polskie.

Żeby trwać układ ten utrzymuje zafałszowany obraz najnowszej historii, w którym komunistyczni oprawcy zrównywani są z polskimi patriotami, zwalcza tradycję, patriotyzm i polską duma narodową. To z pewnością nie jest Polska niepodległa i demokratyczna taka, o którą walczyła większość ludzi w solidarnościowym podziemiu.

*

Dziś powstała szansa ostatecznego przezwyciężenia III RP i dokończenia wreszcie procesu odzyskania pełnej niepodległości. Ale układ powiązań tkwiący za III RP nie zamierza się oczywiście poddać i przystąpił natychmiast do kontrataku na wszystkich możliwych frontach. Jak ma na to zareagować obóz, który wygrał wybory?

Są dwie koncepcje. Jedna, to: cofnąć się trochę, ustąpić, zmieniać Polskę powoli i stopniowo. Nie otwierać dodatkowych frontów walki. Może dobrą pracą i rezultatami ekonomicznymi uzyska się za cztery lata większość konstytucyjną? Druga koncepcja to iść za ciosem, wygrać w tej chwili, ile się jeszcze da, póki przeciwnik jest słaby i oszołomiony, póki ludzie nie mają jeszcze powodów ekonomicznych do narzekania na nową władzę. W szczególności: zaatakować i osłabić wymiar sprawiedliwości, który w dużej mierze ciągle jest postkomunistyczną skamienieliną i najmocniejszym bastionem obrony starych porządków, z redutą wzniesioną jeszcze za gen. Jaruzelskiego – Trybunałem Konstytucyjnym. (Przewodniczący Krajowej Rady Sądownictwa, która właśnie zaskarżyła do TK nowelizację ustawy o TK i otwarcie pozwala sobie na krytykę władzy wykonawczej i ustawodawczej, nie bez kozery nazwał TK „ostatnią deską ratunku”.)

Jeszcze przed wyborami zastanawiałem się jak PiS w razie zwycięstwa poradzi sobie z koniecznością gruntownego przewietrzenia wymiaru sprawiedliwości. Bez większości konstytucyjnej, nie umiałem sobie wyobrazić żadnego dobrego sposobu. Może więc to, co już niektórzy prawicowi publicyści nazywają „waleniem cepem”, „naginaniem prawa”, „niezbyt eleganckim i zbyt zachłannym” przejmowaniem państwa, to jedyna droga do częściowego przynajmniej spacyfikowania tego groźnego narzędzia, które pozostało w rękach postkomunistycznego układu? Pozycja PiS-u wydaje się dziś dużo silniejsza niż w 2005, ale druga strona ma w rękach jeszcze potężną przewagę w mediach: a więc łącznie kontroluje ciągle dwie pozostałe władze w państwie. Wcale nie jest takie oczywiste, że jeśli dojdzie do otwartej wojny, to walkę tę wygra PiS.

Nie jest też wcale oczywiste, która ze wskazanych tu linii działania jest słuszniejsza. Obu można zasadnie bronić i obie krytykować.  Nie jest jasne, czy otwarcie kilku pól konfrontacji wynika z bałaganu panującego przy formowaniu nowej władzy (jak podejrzewają niektórzy zmartwieni sytuacją publicyści), czy też jest świadomym skoordynowanym atakiem wyprzedzającym, mającym na celu ograniczenie zawczasu pola możliwej destrukcji  obrońców starego porządku.

Dla przykładu, gdyby Prezydent zaprzysiągł od razu 3 sędziów, walka dzisiaj toczyłaby się o pozostałych dwóch, być może z równą zaciekłością. Teraz, po zapowiedzi ministra Dery, iż po analizie prawnej będzie Prezydentowi rekomendował zaprzysiężenie trójki sędziów, o pozostałych dwóch prawdopodobnie nie będzie już sporu.

W każdym bądź razie, w mocy pozostaje starożytne rzymskie przysłowie: jeśli chcesz pokoju, gotuj się do wojny. Czekamy teraz na salwę władzy sądowniczej. 3 grudnia sędziowie zadecydują, czy chcą otwartej wojny z Prezydentem, rządem i parlamentem, czy też chcą pokoju. Do tego czasu będziemy mieli z pewnością do czynienia z medialnym przygotowaniem artyleryjskim.

jan mak
O mnie jan mak

Zawodowo jestem matematykiem, informatykiem i logikiem. Od 1982 amatorsko zajmuję się publicystyką. Od 1992 działam też w sferze gospodarki.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka